Książka Andrzeja Finkelstina w odcinkach na Podhale24.pl (cz. XVI): "Dyktator, jego klejnoty i Baden-Baden" - podhale24.pl
Sobota, 29 czerwca
Imieniny: Piotra, Pawła, Benity
Jabłonka
Clouds
17°
Wiatr: 2.664 km/h Wilgotność: 93 %
Clouds
17°
Wiatr: 3.492 km/h Wilgotność: 92 %
Clouds
18°
Wiatr: 4.68 km/h Wilgotność: 93 %
Clouds
18°
Wiatr: 5.004 km/h Wilgotność: 94 %
Clouds
19°
Wiatr: 4.608 km/h Wilgotność: 92 %
Clouds
14°
Wiatr: 2.376 km/h Wilgotność: 91 %
Jakość powietrza
68 %
Nowy Targ
38 %
Zakopane
36 %
Rabka-Zdrój
Nowy Targ
Dobra
PM 10: 34 | 68 %
Zakopane
Bardzo dobra
PM 10: 19 | 38 %
Rabka-Zdrój
Bardzo dobra
PM 10: 18 | 36 %
25.06.2024, 08:49 | czytano: 425

Książka Andrzeja Finkelstina w odcinkach na Podhale24.pl (cz. XVI): "Dyktator, jego klejnoty i Baden-Baden"

Z urodzenia nowotarżanin, od 30 lat zakopiańczyk. Andrzej Finkelstin (pseudonim artystyczny) napisał książkę, której akcja dzieje się pod koniec lat 80-tych. ub. w. w Nowym Targu, choć nie tylko. "Melina Lenina, czyli o tym jak Wacek odrabiał wojsko w Poroninie" to luźna opowieść o czasach, których wszystko było inne. Kolejne rozdziały co wtorek na Podhale24.pl. Dziś część XVI.

Portret autora autorstwa Sylwii Marszałek-Jeneralczyk
Portret autora autorstwa Sylwii Marszałek-Jeneralczyk
Dyktator, jego klejnoty i Baden-Baden

Od jakiegoś czasu w środowisku poborowych i etatowych pracowników muzeum krążyły słuchy o kolejnej zmianie dyrektora. Czas pokazał, że były to tylko jedynie plotki, nie obeszło się jednak bez półprawd, ćwierć prawd i fantazjowania, które nieźle mieszały w muzealnej społeczności. Wacek w swej bujnej wyobraźni też zredagował ciąg gawęd i klechd, podając je na tacy spragnionym sensacji zwiedzającym. Nigdy nie poniósł za to konsekwencji. Za to Mendes, gdy tylko raz wykorzystał starą anegdotkę w której główną rolę przydzielił Fajfusowi, wywołał niezłą burzę i rozżarzył Fajfusa do czerwoności.

Tymczasem najsłynniejszą opowieść Wacka spotkał los dziarsko kroczącego Jasia Wędrowniczka. Tak bowiem spodobała się słuchaczom, że z przyjemnością powielali ją na wszystkie możliwe sposoby. No, może w nieco uproszczonej wersji i z dużą zmienną dotyczącą szczegółów, bo nie sposób było ją całości powtórzyć. Gdy dotarła do głównego bohatera, wpadł szał i irytacji nie było końca. Gdyby tylko dał radę, truchło znienawidzonego Wacka rzuciłby pod poronińskim lasem wilkom na pożarcie. Na szczęście nie dysponował władzą latynoamerykańskiego patriarchy a do uśmiercenia Wacka i nie tylko jego brakowało mu jaj. Otóż to, brakowało mu jaj. Wacka oczywiście bardzo to bawiło i nie ukrywał tego a ponieważ nie był etatowym pracownikiem i nie dało się go z muzeum zwolnić, balansował na linie dyscypliny czasami przekraczając granice i prowokował tym Fajfusa. Krótko mówiąc, przez jakiś czas wszyscy byli ze sobą, nierozerwalnie związani, czy tego chcieli czy nie. Na szczęście tylko na jakiś czas. Nie oznacza to jednak, że Fajfus nie szukał sposobu na pozbycie się uciążliwych podkomendnych, dlatego w podejmowanych akcjach dywersyjnych należało zachować sporą ostrożność.

Pewną solidnie obmyśloną historyjkę o niesfornych jajach szefa „leninbudy” Wacek sprzedał wpierw obszernej grupie hutników z Huty Lenina a następnie niezliczonej grupie indywidualnych słuchaczy odwiedzających muzeum. Tym samym dał powód do prześladowania swojej osoby, zwłaszcza że do Fajfusa niesiona falą sztormu dotarła ta opowieść. Opowieść swoją Wacek przelał na papier i w takiej wersji ktoś uprzejmy doręczył ją Fajfusowi. Nie był jednak odosobniony w prześladowaniach, Fajfus toczył wojnę nie tylko z nim, więc było mu raźniej.

Pewnego dnia Spadochroniarz - Dyktator z właściwą jak na te czasy legitymacją wstał od biurka, by na chwilę rozprostować kości. Zmęczyło go długotrwałe penetrowanie wzrokiem czegoś tam za oknem i nicnierobienie. Trzeba mu oddać to, iż wkurzało go, że nie musiał nic robić. Zbliżył się więc do okna i wlepił twarz w szybę. Czubek nosa na gładkiej powierzchni pozostawił odcisk, on sam zaś otrzymał ze szklanej tafli chłodny energetyzujący bodziec. Oczywiście bardziej preferował inne bodźce, takie jak alkohol, dziewczynki i temu podobne, ale ten chłodniutki bodziec z szyby też był ok.

U wrót muzeum tymczasem, na przyległym skrzyżowaniu stłoczyło się kilka samochodów zanieczyszczając powietrze. Anonimowi lokalsi zmierzali gdzieś w różnych kierunkach, a jakiś facet w berecie z petem w zębach, tak bardzo się śpieszył, że w chaotycznym slalomie wszystkich trącał. Miał szczęście, że na drodze nie stanął mu King Kong, mógłby mu wtedy upaść berecik a pet wylądowałby na czole, o ile wcześniej przez przypadek by się nim nie udławił. Gdyby jednak się nim nie udławił a wiałby poważny halny, kazałby samemu go połknąć, więc wyszłoby na jedno. Ledwie rozwinięte liście drzew poddawały się delikatnemu podmuchowi i pogodnemu majowemu słońcu. Z głośnika radia leniwie sączył się Niemen; Jednego serca! tak mało! tak mało…

Z bezmyślnej medytacji wyrwała Fajfusa energia własnych myśli, cokolwiek by ona nie oznaczała. Pod ryżą kędzierzawą czupryną, zakrywającą oznaki łysienia, zakiełkowała myśl przybierająca formę użalania się nad sobą. Bidulek, biadolił że nikt go nie lubi, nikt go nie kocha, że musi codziennie chodzić do nudnej i przynoszącej wstyd pracy, przekonywał się, że mimo iż realia stają się bliższe, życie nie staje się prostsze i labiedził, że posiadanie przekonań to luksus tych, którzy stoją z boku i nie muszą o niczym decydować. I tak dalej, i tak dalej… Pierdoły leniwego spadochroniarza…

Gdy tak się nad sobą rozczulał, przyparła go prostata. Dotarł do niego sygnał, że bezwzględnie musi iść do kibelka. Krocząc korytarzem wsłuchiwał się w nierytmiczny odgłos swoich kroków. Nie rozumiał też, dlaczego wyraźnie znosiło go w lewą stronę.

Fascynował go stukot twardych skórzanych podeszew, ale takich nie miał. Obuty był za to w sandały ze Słupska na elastomerowych rozczłapanych podeszwach i białe skarpety frotte z rodowodem z NRD. Echo zatem nie mogło nieść rytmicznego, miłego dla ucha kołatania obcasów i łechtać jego przerośniętego ego.

Przy okazji kręciło go to, że dywan na korytarzu przypominał ogromny, pełen świńskiej szczeciny plaster salcesonu.

Gdy przekręcił od wewnątrz kiblową zasuwkę, zrozumiał że dzieje się z nim coś dziwnego. Zauważył, że ma dziwnie ciężkie jaja. Wpierw myślał, że jest to sprawka zbyt ciasnych majtek, tzw. jajościsków, ale kiedy je poprawił czyniąc więcej miejsca swemu przyrodzeniu, sytuacja nie uległa zmianie. Jajka nadal były nienaturalnie ciężkie, zwłaszcza to z lewej strony. Postanowił ten problem zbagatelizować. Miał nadzieję, że sprawa rozwiąże się sama, kiedy porządnie się wysika. Wierzył, że poczucie ponadnormatywnej wagi jaj niedługo ustąpi, ale był w błędzie.

Jaja z dnia na dzień sprawiały wrażenie coraz cięższych, jakby były wypełnione ołowiem albo antymaterią z kosmicznej czarnej dziury. Na szczęście nie bolały. Nie bardzo więc mógł swobodnie poruszać się z tak ważkim i ciążącym problemem a o jakimkolwiek dupczeniu, nie było mowy. Wreszcie spękał i postanowił iść do medyka.

Lekarka w ośrodku zdrowia nawet na jajka nie spojrzała. Robiła wrażenie jakby się wstydziła. Stwierdziła, że nie jest specjalistką w tych sprawach. Mówiła do Fajfusa beznamiętnie, spoglądając tępawo zza grubych szkieł okularów. Jej, nic nie wyrażająca twarz była pomarszczona i obciągnięta cienką skórą, pełną plam wątrobowych. Bardziej kojarzyła się z chińską bibułką, niż skórą normalnego człowieka. „To może być wszystko... Albo... Nic”. Po dwóch krótkich pauzach przerywanych chrząkaniem dodała: „powinien się pan udać do chirurga… urologa. Taaak... Tak sądzę. Takimi sprawami zajmuje się taki właśnie chirurg”. Stwierdziła sama do siebie, jakby co najmniej utwierdzała się w tym co mówi i wręczyła Fajfusowi gotowe skierowanie.

Nim chirurg znalazł wolny termin, jaja Fajfusa stały się nie do udźwignięcia. Wydawać by się mogło, że pod ich ciężarem moszna pójdzie na szwie. I chociaż, co ciekawe, z tymi jajami w realu nie ważył ani deka więcej, bał się wstać z fotela bo miał ważenie, że w mosznie dźwiga dodatkowe kilkadziesiąt kilo. Kupił sobie nawet luźne bokserki i spodnie z szerokimi nogawkami, by pozwolić jądrom bez ograniczeń zwisać podczas chodzenia i swobodnie zalegać gdy siadał. W swym czarnowidztwie planował już nawet pogrzeb. Uznał, że najlepsza będzie kremacja. Wolał odejść z tego świata jako chmura dymu niż stanowić źródło pożywienia dla robactwa w cmentarnej mogile. Tylko, gdzie kupić zgrabną urnę i kto zorganizuje profesjonalną kremację?

Po wstępnych oględzinach, chirurg nie wydał wyroku. Wykazał się za to inspirującym czarnowidztwem, okraszonym specyficznym poczuciem humoru. „Przewlekły lub narastający ciężar męskich narządów płciowych!!! Mogą to być dolegliwości dotyczące nie tylko jąder, ale mogą też mieć związek z kroczem, podbrzuszem a nawet pachwinami. Równie dobrze może to być nietypowo objawiająca się infekcja dróg moczowych. Miejmy nadzieję, że nie jest to jakiś torbiel gruczołu krokowego albo grzybica jąder. Może też okazać się, że narastający ciężar jest wynikiem na przykład zapalenia prostaty albo guzków. Ale, proszę pana, nie ma co się martwić na zapas. Pojawienie się guzka na jądrze nie zawsze wskazuje na nowotwór. Obrzęk jąder może być objawem wodniaka, przy czym w wodniaku następuje nagromadzenie się płynu między jądrem, a moszną. Dlatego jądra mogą osiągać ogromne rozmiary. Tymczasem pańskie jądra mają rozmiar normalny. Nie odnoszę też wrażenia by ważyły więcej... Gdyby jednak były to wodniaki, nie są one niebezpieczne i są leczone operacyjnie bez szkodliwych następstw. No i wreszcie, gdyby okazało się, że są to nasieniaki, w odróżnieniu od innych nowotworów, są one szczególnie wrażliwe na radioterapię. Leczenie wiec tym sposobem daje doskonałe wyniki. Nie ma zatem czego się bać. Wystarczy poddać się stosownym badaniom.”

Czyli teraz nie wiadomo co mi jest, zadrżał przerażony obszerną i niezbyt optymistyczną wizją lekarza. W tym momencie był tak obesrany, że przytuliłby się nawet do grabi, gdyby okazały mu współczucie. Łzy zakręciły się mu w parszywych oczkach i natychmiast dopadły dręczące myśli. „Dlaczego akurat, ja?” Wychodząc od lekarza miał wyznaczone terminy badań specjalistycznych.

W międzyczasie, tak na wszelki wypadek udał się do lokalnej znachorki słynnej z tego, że talentem przewyższa lekarzy. Wdrożona w problem Szeptucha Piromanka odlała wosk przez brzozowe patyczki, parząc mu przy tym niemal całe krocze. Dodatkowo odczyniając złą moc spaliła nad moszną różę i dziewięć lnianych kulek. Przy każdej z tych czynności korzystała z płomienia gromnicy. Miała jeszcze w planie wlewanie kurzego białka do szklanki z wodą, ale widząc wątpliwości pacjenta odpuściła to sobie. Jako, że podczas tej wizyty dolegliwości nie ustały, poleciła na dziesięć zdrowasiek, parzenie jaj we wrzącym naparze z zakupionych u siebie ziół. Gdyby odważył się na ten krok mogłoby na zawsze być po jajkach. Plugawa starucha. Nie dość, że by go oszpeciła, to jeszcze przyczyniłaby się do tego, że bidulek stałby się inwalidą.

Nieustannie nawracającym mottem na dni dzielące go od diagnozy było wmawianie sobie w różnych wariantach frazesów, że wszystko będzie dobrze. Jednocześnie w natrętnych myślach toczył walkę z wizją własnej śmierci i z nieuchronnie zbliżającym się końcem.

Nadszedł wreszcie czas prawdy.

Zdumiony lekarz wszedł do gabinetu z kliszą z RTG i wpiął ją do wizualizera.

„To jest, proszę pana niewiarygodne.” Przemówił osłupiały. Fajfus tymczasem osunął się z krzesła w półomdleniu. „Czegoś takiego medycyna nigdy nie widziała. To jest niesłychane. Proszę pana, zdjęcia RTG dowodzą niezbicie, że zamiast jąder ma w pan mosznie miniatury carskich jaj Fabergé, znane najogólniej z dworu Romanowów. Lewe jądro, to znaczy lewy klejnot jest nieco większy, przez to cięższy. Jak to jest możliwe? Tego nie wie nikt.” Odparł chirurg, tym razem bez tej pewności siebie, jaką prezentował przy pierwszej wizycie. Był niemal całkowicie zbity z pantałyku, wręcz zbaraniały. „Uważam jednak, że musimy je usunąć chirurgicznie.” Skonstatował ostrożnie. „Jakby nie było, jest to obce ciało i mimo, iż ze szlachetnych kruszców, zagraża bezpośrednio pańskiemu zdrowiu. Trzeba więc opróżnić mosznę. Proszę przygotować się więc na amputację jąder, czy też raczej jajeczek Fabergé”.

Podobnie jak w przypadku pierwszej wizyty miał ustalone terminy badań, tak teraz opuścił gabinet z wyznaczonym terminem operacji. Tysiące pytań przypuściło atak na ten fragment jego mózgu, który odpowiadał za myślenie. Na przykład, czy po tym wszystkim będzie mówił cieńszym głosem, albo czy w przyszłości podoła w kontaktach z kobietami. Opętany gorączką szaleństwa znalazł jednakże w tej sprawie jeden pozytywny aspekt. Wpadł bowiem na absurdalny pomysł szybkiego wzbogacenia się poprzez wystawienie na aukcji wyjętych z moszny jaj. Założył, że dzięki nim stanie się milionerem. A jeśli nie milionerem to przynajmniej zamożnym człowiekiem, tyle że bez jaj. Ostatecznie po co mu jaja, kiedy będzie miała kasę?

Nim jednak te jajka jeszcze miał, zdecydował o zorganizowaniu sobie ostatniego upojnego seksu w charakterze kompletnego mężczyzny, a jak wiadomo do tego potrzebna jest partnerka. Wszczął więc poszukiwania odpowiedniej kobiety.

Tymczasem pewnej nocy przyśniło mu się mu się, że jest trutniem, facetem pszczołą, istniejącą jedynie w celu skojarzenia z królową. Królowa wprawdzie dysponowała kilkoma osobnikami do kopulacji, ale to on właśnie miał zaszczyt wykonania tej czynności. Podjął więc lot godowy, to jest uprawiał z królową w powietrzu seks. Niestety, takie brzęczenie odbywa się tylko raz w życiu. Warkot i wibracje narządów zużyły jego energię podczas podłączenia powietrzu, szybko więc zakończył swój żywot. Gdyby jednak tego nie zrobił, też by stracił życie. Nie jest również ono łaskawe dla trutni, które nie ciupciają królowej. Te jako nieużyteczne, wyrzucone z ula giną z głodu. Tak, czy owak, żywot trutnia szybko się kończy. Obudziwszy się wpadł w panikę, że przy swoim ostatnim opus magnum może wyzionąć ducha.

Ostatecznie znalazł odpowiednią partnerkę i zdecydował się na ryzyko. Jakież wielkie było jego zdziwienie, gdy po akcie niezwykły ciężar jaj odszedł w niepamięć, a jeszcze większe, gdy zdjęcie RTG wykazało zwyczajne organiczne jądra.

Podsumowując, pewne wielkości są umiejscowione w mózgu i czy przypadkiem jedynym lekarstwem na niektóre dziwactwa nie jest udany seks? Fajfus to wiedział, dlatego swoim pupilom od czasu do czasu kazał wozić się na lokalne dziwki. Gust jednak musiał mieś bardzo zwichrowany, bo jak określił to Podróżnik z Masłowa, „brzydszych dziwek od tych na Podhalu, jeszcze nie widziano”.


Grupie hutników ta przydługawa historia przypadła go gustu i wysłuchali jej z zadowoleniem.

W związku z tym i szeregiem innych tego typu działań zaczęły się gromadzić nad głową Wacka czarne chmury. Jednak to nie Wacek a Mendes, swoją niewinną i krótką, opowiastką doprowadził Fajfusa do furii. Po prostu rozpowszechnił stary dowcip, zaadoptowany do potrzeb bieżącej sytuacji a jego głównym bohaterem uczynił Fajfusa.

Sekretarka mówi do dyktatora:
- Panie dyrektorze przyszło z komitetu centralnego polecenie wyjazdu służbowego dla pana.
- Gdzie mam tym razem jechać?
- Do Baden-Baden, panie dyrektorze.
- Dobra, dobra nie trzeba mi dwa razy powtarzać!


Fajfus zrozumiał aluzję, gdy dowcip do niego dotarł i pojął, że jego podkomendni z którymi jest zmuszony pracować, gardzą nim i mają go za idiotę. Ta zniewaga przelała czarę goryczy i doprowadziła go do szału. Rozgorzała fala nienawiści. Z czasem ta prowokacyjna opowieść ewoluowała w kierunku Bora-Bora a w czasie alkoholowych imprez nawet na Rzepnica Rzepnica.

Pewnego dnia wszystkich, którzy mu podpadli wezwał do siebie i ustawił w szeregu.

Udając spokój, nalał sobie drżącymi rękami dużo PEWEX-owskiej wódki, wychylił i jednym haustem osuszył szkło. Pot momentalnie zrosił mu czoło.

- Mamy problem z dyscypliną.- Odezwał się wreszcie. – Nie przychodzicie na czas, bierzecie chorobowe i wrednie plotkujecie na temat kierownictwa.

- Kierownictwa? Kogo konkretnie? – Zripostował Mendes.

Fajfus nie dał się złapać i nie podjął tematu.

- Niezdyscyplinowanie wasze zostanie przedstawione do organu wykonawczego.
- Co konkretnie ma pan nam do zarzucenia? – Zapytał Wacek.
- Już powiedziałem!

Fajfus zaczął tracić nerwy.

- Jakoś to do mnie nie dotarło, a może mam problem z pamięcią? – Rzucił Wacek. – Oskarża nas pan o różne rzeczy i nie przedstawia dowodów? Kim według pana jesteśmy?

- Z czym chce pan iść do organu wykonawczego? Z dziennikami raportów? – Zawtórował Mendes. – A może pożali się pan na plotkarstwo wśród junaków? Uważa pan, że to poważne?

- Jesteście jak wrzody na dupie, a żeby was nie obrazić powtórzę za Sienkiewiczem, że jesteście tym „co koń po brzuchem nosi”! – Najwyraźniej było to jego ulubione porównanie, bo użył go nie pierwszy raz.
- Jest nas tu zbyt dużo, – krzyknął wściekły Mendes – żeby takie obrażanie uszło panu ma sucho! Spotkamy się w sądzie! - Mówiąc to spojrzał na uczestników zdarzenia i dostrzegł w ich twarzach aprobatę, która dodała mu skrzydeł. - Chyba, że odczepi się pan od nas raz na zawsze, a my zapomnimy o zdarzeniu.

Fajfus zamyślił się.

- Wypierdalać! – Krzyknął i otworzył gwałtownie drzwi. – Wypierdalać!

Panowie w pośpiechu opuścili dyrektorski gabinet i padli na schodach muzeum nie mogąc powstrzymać się od napadu śmiechu. Od tego dnia Fajfus został na zawsze głównym bohaterem dowcipu o Baden-Baden i nigdy nie wrócił do sprawy. Nie oznaczało to jednak, że nie szukał haków na swoich ulubionych podkomendnych.
Reklama
reklama
reklama
reklama
reklama
reklama
reklama
komentarze
dodaj komentarz

Komentarze są prywatnymi opiniami czytelników portalu. Podhale24.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy. Podhale24.pl zastrzega sobie prawo do nie publikowania komentarzy, w szczególności zawierających wulgaryzmy, wzywających do zachowań niezgodnych z prawem, obrażających osoby publiczne i prywatne, obrażających inne narodowości, rasy, religie itd. Usuwane mogą być również komentarze nie dotyczące danego tematu, bezpośrednio atakujące interlokutorów, zawierające reklamy lub linki do innych stron www, zawierające dane osobowe, teleadresowe i adresy e-mail oraz zawierające uwagi skierowane do redakcji podhale24.pl (dziękujemy za Państwa opinie i uwagi, ale oczekujemy na nie pod adresem redakcja@podhale24.pl).

reklama
reklama
Pod naszym patronatem
Zobacz wersję mobilną podhale24.pl
Skontaktuj się z nami
Adres korespondencyjny Podhale24.pl
ul. Krzywa 9
34-400 Nowy Targ
Obserwuj nas